Rana

Nazywam się Rana, jestem 23-letnią architektką, obecnie studiującą na poziomie magisterskim. Nie zdiagnozowano u mnie mizofonii, jednak mizofonia była terminem, którego używałam, szukając rozwiązania mojej sytuacji.

Wszystko zaczęło się, gdy miałam około 10-11 lat. Byłam bardzo pobudzona przez pewne dźwięki wokół mnie i za każdym razem, gdy pojawiały się tego typu dźwięki, próbowałam uciec od sytuacji lub źródła dźwięku. O ile sama wiem, unikałabym jedzenia z innymi ludźmi w cichym otoczeniu. Ponieważ nawet myśl o dźwiękach jedzenia wydawanych przez drugą osobę denerwuje mnie. Tego typu hałasy, które ciągle mi przeszkadzają, osiągnęły taki poziom, że nie mogłam utrzymać zdrowej relacji z osobą, która wydaje tego typu dźwięki, zwłaszcza gdy razem jedliśmy. Kiedy dorastałam, nauczyłam się tolerować takie sytuacje, ale chciałabym opowiedzieć pewną historię, która tak bardzo na mnie wpłynęła, gdy byłam małym dzieckiem.

Miałam około 12-13 lat i byłam bardzo podekscytowana możliwością spędzenia czasu z moją najlepszą przyjaciółką i jej rodziną podczas wakacji. Moja najlepsza przyjaciółka i jej rodzina mieszkali w innym mieście i musiałam zostać u nich przez dwa tygodnie. Wszystko było świetnie za wyjątkiem jedzenia wspólnych posiłków. Cała ich rodzina tradycyjnie spożywała wspólnie każdy posiłek i kompletnie nie zwracali uwagi na wydawane dźwięki podczas jedzenia. Pamiętam, że bardzo mnie to denerwowało, ale nie mogłam nic zrobić. W końcu miałam 12 lat i byłam gościem w ich domu. Z biegiem czasu nie mogłam znieść jedzenia z nimi przy jednym stole i nie mogłam jeść w ogóle, mimo że byłam dość głodny. Pamiętam, że mama mojej przyjaciółki bardzo zaniepokoiła się moją sytuacją i zadzwoniła do moich rodziców, żeby zapytać, czy wszystko ze mną w porządku. Po 15 dniach spędzonych z nimi wróciłam wychudzona do domu. Te wakacje, które spędziłam z moją najlepszą przyjaciółką i jej rodziną, były dla mnie jak koszmar i od tamtej pory nigdy się nie widzieliśmy. Ponieważ za każdym razem, gdy ją widziałam, przypominały mi się te wakacje.

Niestety, dźwięki jedzenia nie są jedynymi dźwiękami, które mnie irytują. Kiedy byłam studentką, przez około półtora roku mieszkałam w akademiku. Szczerze mówiąc, był to jeden z najtrudniejszych okresów w moim życiu i kilka razy doprowadziło mnie to do płaczu. Mieszkając w akademiku, musiałam dzielić z innymi uczniami wszystkie pomieszczenia. Musiałam dzielić pokój, w którym mieszkałam, musiałam uczyć się w świetlicy, a każdy student mieszkający w tym akademiku musiał jeść razem. Jak już wspomniałam, jakoś nauczyłam się tolerować dźwięki jedzenia, ale nie mogę tego samego powiedzieć o innych rzeczach. Na przykład nauka w świetlicy zawsze sprawiała mi trudności. Dźwięki takie jak klikanie długopisem, pisanie na klawiaturze lub klikanie myszą bardzo mnie wyzwalały. Jednak od źródeł tego typu dźwięków nie miałam jak uciec. Inni moi współlokatorzy również studiowali architekturę i musieliśmy spędzać dużo czasu przy komputerach, aby projektować budynki. I uczyli się w pokoju, który od czasu do czasu dzielimy. Nawet gdybym uciekła od tego problemu, pojawiłby się kolejny ze względu na brak wyciszonego pokoju. Pamiętam, że kilka razy zamykałam się w łazience i płakałam, bo nie mogłam sobie poradzić z tą sytuacją. Wtedy unikałam rozmów o swoim zmartwieniu z innymi ludźmi, ponieważ zawsze myślałam, że to ja byłam problemem, a nie chciałam być dla nikogo ciężarem.

W każdej chwili mogę natknąć się na dźwięki, które mnie wyzwalają. Dorastając z mizofonią, nauczyłam się, że nie mogę zmienić otaczającego mnie świata, jeśli chodzi o wyzwalanie dźwięków, ale mogę zmienić poziom uwagi, jaką poświęcam tym dźwiękom. Czasami udaje mi się odwrócić uwagę od dźwięków wyzwalacza, ale nie zawsze jest to dla mnie takie proste. Na przykład, szczególnie za każdym razem, gdy korzystam z transportu publicznego, słucham muzyki, która mnie uspokaja i blokuje inne dźwięki, aby uniknąć wyzwalających dźwięków, które mogą się pojawić. To jest rozwiązanie, które znalazłam po strasznym doświadczeniu. Kiedy byłam w szkole średniej, aby dostać się do szkoły, musiałam korzystać z transportu publicznego. Było naprawdę wcześnie rano i siedział obok mnie starszy mężczyzna w filcowym kapeluszu, który, jak się zorientowałam, miał pewną chorobę, mianowicie wydawał głos, którego dzisiaj nie potrafię nawet opisać. Myślę, że dźwięki, które wydawał, to były dźwięki nosowe. Niestety tego dnia z pośpiechu zapomniałam zabrać słuchawek z domu. Walczyłam ze sobą, żeby nie wpaść w złość na niego, nie zatracić się i nie zacząć krzyczeć. Zamiast tego trzymałam się i zaciskałam pięści, dopóki nie wysiadł. Najgorsze, co może mi się przytrafić, to napotkać wyzwalające dźwięki wcześnie rano. Może to zrujnować resztę mojego dnia i wprawić mnie w naprawdę okropny nastrój. I tak tego dnia spotkałam tego staruszka w filcowym kapeluszu, co zrujnowało mi resztę dnia.  Wiele lat później spotkałam tego staruszka w autobusie, ale tym razem byłam doświadczona i miałam ze sobą słuchawki. Szczerze mówiąc, za każdym razem przed wyjściem z domu sprawdzam torbę, czy mam w niej słuchawki.

Innym dźwiękiem, który bardzo mnie pobudza i powoduje, że ostrzegam innych, są odgłosy żucia, zwłaszcza gumy. Jest to dla mnie niezachwiana zasada i za każdym razem, gdy spotykam się z taką sytuacją, natychmiast wychodzę z pokoju. Z łatwością mogę ostrzec ludzi, jeśli chodzi o dźwięk żucia gumy, ponieważ jest to denerwujące dla większości osób, nawet bez mizofonii. Dlatego naprawdę łatwiej mi to zrobić, gdy porównam to z innymi dźwiękami wyzwalającymi. Innymi słowy, ludzie nie przyklejaliby mi etykietek typu „dziwna, problematyczna, szalona” w porównaniu z innymi sytuacjami.

Szczerze mówiąc, jest to jedna z najtrudniejszych stron mizofonii. To sprawia, że ​​czuję, że żyję w niepokoju, że zostanę „niezrozumiana” przez innych ludzi. I to jest powód, dla którego przez większość czasu powstrzymuję się i staram się, jak mogę, odwrócić uwagę od wyzwalających dźwięków. Momenty, w których nie udaje mi się powstrzymać i odwrócić swojej uwagi, to momenty, w których zaczynam oddalać się od ludzi, którzy postawili mnie w takiej sytuacji. Choć jest to dla mnie naprawdę smutne, wiem, że na mizofonię nie ma lekarstwa i przywykłam do takiego życia.